tag:blogger.com,1999:blog-45606068973215658792023-06-20T21:24:56.020-07:00"Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi"Unknownnoreply@blogger.comBlogger32125tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-60095944334838627032018-01-25T13:45:00.000-08:002018-01-25T13:45:16.774-08:00Powroty bywają trudne...Jest już prawie dwudziesta trzecia. W tle leci Kortez, moja świeża, wielka miłość, a ja siedząc pod kocem w piżamie klepię...<br />
Coś bym chciała mądrego napisać, coś o powrotach, o takim dziwnym, kiełkującym we mnie od dawna uczuciu, potrzebie uzewnętrznienia się, przekazania tego, zapisania w jakiejś przestrzeni, do której mogłabym wrócić za kilka lat. Poczytać to wszystko, pośmiać się z samej siebie, a na koniec pomyśleć, że nic nie zmądrzałam.<br />
Wiem, że powroty bywają bardzo trudne. Po głowie chodzi mi zaczęcie wszystkiego zupełnie od nowa, od całkowitego zera. Stworzenie nowego miejsca, gdzie będzie o mnie wszystko i trochę - trochę o motocyklach i podróżach, trochę o moim zamiłowaniu do gotowania i pieczenia, trochę przemyśleń, trochę przepisów i pokręconych myśli. Pewnie w ten sposób byłoby łatwiej, niż robienie wielkiego przemeblowania tutaj... A może jednak podnieść się jak Feniks z popiołów?<br />
<br />
Jakoś tak dziwnie i jednocześnie robi się na sercu, gdy widzę swoje posty sprzed pięciu lat. Jest mi trochę szkoda stracić to wszystko, a jednocześnie wiem, że chciałabym znów zacząć pisać i łatwiej byłoby mi wystartować od zera.<br />
<br />
I sama nie wiem co robić...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/Ymkz0JE3AMY/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/Ymkz0JE3AMY?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-7004702098640299972016-09-07T04:52:00.000-07:002016-09-07T04:52:41.955-07:00<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";">Dobrze jest w życiu mieć coś stałego, co sprawia, że czujemy
się bezpieczniej i pewniej… Coś, co sprawia, że czujemy, że jesteśmy w
odpowiednim miejscu. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";"> </span><span style="font-family: "calibri";">To samo stoisko z kwiatami, które mijam codziennie, często nie
mogąc powstrzymać się od zakupienia kolejnego „zielska”, ten sam kramik z
owocami, gdzie u starszego, uśmiechniętego pana można kupić najlepsze
mandarynki w mieście czy ten sam wysoki, szczupły mężczyzna idący w przeciwnym
kierunku, którego mijam tuż za targiem około 7.21. Wszystko takie samo,
jak wtedy , parę lat temu, gdy
pracowałam tu – pierw na stażu, a później zastępując starszą panią. Takie samo…</span></div>
<span style="font-family: "calibri";"></span><br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";"><span style="font-family: "calibri";">Wróciłam na stare śmieci, szczęśliwa, że udało mi się wyrwać z chorego grajdoła, jaki zafundował mi wcześniejszy szef, gdzie pracownik był w aktywem leżącym w hierarchii niżej niż kserokopiarka. Szczęśliwa, że pozbyłam się odruchu wymiotnego i bólów brzucha na samą myśl o wyjściu do pracy, a stres nie wykańcza mnie jak przedtem. </span></span></div>
<span style="font-family: "calibri";">
<br />
</span><br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";"><span style="font-family: "calibri";">Czuję, że idę we właściwą stronę.</span></span></div>
<span style="font-family: "calibri";">
</span><div style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";"><br /></span></div>
<span style="font-family: "calibri";">
</span><br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/5iB2C8D5ezE/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/5iB2C8D5ezE?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";"><br /></span></div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike>Unknownnoreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-20062263342406512292015-09-22T11:17:00.002-07:002015-09-22T12:48:49.811-07:00leżing, kocing, kichingNo i ładnie witam jesień. Rozłożyło mnie totalnie.<br />
Z nosa cieknie jak z kranu, kicham, prycham, gorączka mnie zżera, a zatoki bolą tak bardzo, że mam wrażenie, że zaraz rozsadzi mi łeb. Tak oto "pięknie" rozpoczęłam nowy tydzień. Wczorajsza wizyta u lekarza zakończyła się wlepieniem standardowego antybiotyku, na którym jadę już od ponad roku i L4 do końca tygodnia. A tu taka fajna pogoda popołudniu, można by coś pojeździć...<br />
<br />
Wczoraj miałam pierwszą lekcję języka angielskiego. Nie miałam zbytnio ani siły ani ochoty by iść, ale stwierdziłam, że jeśli odpuszczę sobie pierwsze zajęcia to nie mam po co iść na kolejne. Zaopatrzona w wagon chusteczek i zeszyt, opatulona szalem po sam nos, wyruszyłam około dwudziestej na zajęcia. Budynek ładny, wyremontowany, blisko rynku, w korytarzu czekało już sporo osób. Moje obawy dotyczące tego, że sobie nie poradzę momentalnie zniknęły widząc tych wszystkich ludzi w korytarzu. Do sali wchodziłam w dobrym humorze, przekonana, że będzie fajnie. Niestety, po godzinie tą samą salę opuszczałam wkurzona. Jak się okazało, właścicielka szkoły, z którą wielokrotnie rozmawiałam przez telefon, pomyliła się i wpisała mnie do grupy początkującej , zamiast zaawansowanej. Godzinę czasu spędzałam więc na odmianie <i>"to be" </i>i innych banałach, wkurzona na to, że marnuję tu swój czas. Jak się okazało, zajęcia grupy zaawansowanej odbywały się tego samego dnia, dziesięć minut wcześniej, o godzinie 20.10. Wyszło więc tak, że straciłam jedne zajęcia. Wkurzyłam się, bo nie dosyć, że sama będę musiała nadrobić materiał z pierwszych zajęć i przegapiłam moment, gdy każdy się przedstawia, mówi coś o sobie to na następnych zajęciach będę tą "nową" i "obcą", która się zawieruszyła. A tyle razy dzwoniłam do kobiety i za każdym razem mówiła mi, że zaprasza mnie na 20.20...<br />
<br />
Popijam gorącą herbatę i oglądam "Piekielną Kuchnię", bunkrując się pod kocem. Ot, taki mały "urlopik".<br />
<br />
P.S.: Uwielbiam zapachowe chusteczki biedronkowe. Taka mała rzecz, a jak cieszy ;) <br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/USXHxgWoS9g/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/USXHxgWoS9g?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-71372640950415820992015-09-11T03:29:00.000-07:002015-09-11T03:38:54.495-07:00lato, wróć!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.mapofpoland.pl/zdjecia-68449/Pozne-lato-zachod-slonca-Paczkow.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.mapofpoland.pl/zdjecia-68449/Pozne-lato-zachod-slonca-Paczkow.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<!--[if gte mso 9]><xml>
<o:OfficeDocumentSettings>
<o:AllowPNG/>
</o:OfficeDocumentSettings>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:EnableOpenTypeKerning/>
<w:DontFlipMirrorIndents/>
<w:OverrideTableStyleHps/>
</w:Compatibility>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267">
<w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/>
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-language:EN-US;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal">
Wstając rano do pracy, za oknem wita mnie szarówa, a poranki
są coraz chłodniejsze. Baleriny zamieniłam na trampki, na szyję zarzucam chustę
w optymistycznym fuksjowym kolorze, ubieram skórkową kurtkę i wychodzę
do pracy. Na chłodniejsze wieczory z dna szafy wyciągnęłam czerwony, polarowy
koc. Ze smutkiem stwierdziłam, że nadchodzi już powoli jesień, zaczną się
długie, nijakie wieczory, przesiadywanie pod kocem, czytanie książek.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Choć wczorajsza prognoza pogody na następny tydzień
dała mi światełko nadziei. Jeszcze będę mogła się nacieszyć wyprawami
motocyklowymi, których głód wciąż czuję.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Coraz częściej myślę o zmianie pracy. Zrobiłam nawet
pierwszy krok w tym kierunku i zapisałam się na zajęcia z angielskiego. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zaczynam w przyszły poniedziałek. Mam
nadzieję, że to pomoże mi uwierzyć w siebie i doda więcej pewności, bym w
końcu<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>potrafiła zdecydować, czy chcę
tkwić na tej wygodnej, ciepłej posadce, czy jednak warto zaryzykować i szukać
czegoś innego. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Na poprawienie humoru i odegnanie czarnych myśli, we wtorek,
pierwszy raz w życiu, zafundowałam sobie paznokcie u kosmetyczki. Cieszę się z
nich jak szczerbaty na widok sucharów. Naprawdę! Jak niewiele człowiekowi potrzeba
do szczęścia. ;)</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
P.S.: Przydałby mi się dzisiaj taki motorek w tyłku, jak ma ten chomik :D</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/vcZ1t4j3UpE/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/vcZ1t4j3UpE?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-61940042697455223152015-08-27T05:31:00.000-07:002015-08-27T05:34:20.199-07:00ech, te chłopy!W głowie się nie mieści, o jakie pierdoły potrafi się złościć
dwoje kochających się ludzi.<br />
<div class="MsoNormal">
Przykład: niedzielny poranek. </div>
<div class="MsoNormal">
Ja: Jak byłam wczoraj w Wiśle, pod tym pałacykiem
prezydenckim, to stamtąd była droga do Istebnej. Jakaś taka krótka, bo jadąc
dołem, na wprost ronda, był znak, że jest tam 18 km. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Może dziś się tam wybiorę, tak fajnie się
jedzie lasami. </div>
<div class="MsoNormal">
On: No, przejedź się, przejedź. (lekko drwiąco)</div>
<div class="MsoNormal">
Ja: A to czemu mam się nie przejechać?<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Co tam jest nie tak?</div>
<div class="MsoNormal">
On: No przejedź się to zobaczysz.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
<div class="MsoNormal">
Ja: No ale Ciebie się pytam, bo nie rozumiem o co
chodzi<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- czy coś z tą drogą jest nie
tak? Jakaś stroma, dużo zakrętów, dziurawa czy co? </div>
<div class="MsoNormal">
On: Jedź i zobacz. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Wnerwiłam się, postanowiłam się wycofać do pokoju, by się
nie wkurzyć jeszcze bardziej. Pół godziny milczenia. Przychodzi po tym czasie i
pyta: Przeszło Ci obrażenie? </div>
<div class="MsoNormal">
Ja: Ale ja nie byłam obrażona. To Ty byłeś sfochany i nie
raczyłeś mi powiedzieć <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>co nie tak jest z
tą cholerną drogą.</div>
<div class="MsoNormal">
On: Nie chcę żebyś tam jechała sama motocyklem. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Droga jest dziurawa i bardzo kręta. Po prostu
tam nie jedź sama. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
I co, nie szło tak od razu? ;)</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://demotywatory.pl//uploads/201304/1366545452_olesoh_600.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://demotywatory.pl//uploads/201304/1366545452_olesoh_600.jpg" height="350" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-55303721763845343712015-08-14T23:43:00.000-07:002015-08-18T01:21:11.629-07:00jak dwie połówki jabłka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://ocdn.eu/images/pulscms/MmI7MDQsMCwwLDNlOCwyOWI7MDYsMzIwLDFjMg__/a7160fe3ac7222178366f4b5e62d1ecb.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://ocdn.eu/images/pulscms/MmI7MDQsMCwwLDNlOCwyOWI7MDYsMzIwLDFjMg__/a7160fe3ac7222178366f4b5e62d1ecb.jpg" height="225" width="400" /></a></div>
<br />
Gdyby ktoś jakieś trzy lata temu powiedział, że pół roku po rozstaniu z
niedoszłym mężem poznam przez internet faceta, przy którym będę mogła
być sobą, będzie mnie szanował, kochał, dbał o mnie i będzie dla mnie
ogromnym wsparciem, rozbawiłby mnie do łez. Pewnie śmiałabym się
głośno, twierdząc, że tacy nie istnieją i posłałabym do psychiatry.
Byłam wtedy pewną siebie, pyskatą i bardzo zgrabną dziewczyną, wokół
której kręcił się tłum facetów. Zraniona do żywego przez tego, który
pojawiał się w moim życiu i znikał jak kamień w wodę, nie ufałam
żadnemu, traktując ich jak zabawki i wodząc za nos. <br />
<br />
Już nie pamiętam, kto napisał pierwszy wiadomość. Pamiętam tylko, że
zaintrygowało mnie jego zdjęcie profilowe, w kasku, sunąc na grafitowym
motocyklu. Od słowa do słowa, pisało nam się tak dobrze, że
wymieniliśmy się numerami telefonów, by po jakichś dwóch tygodniach
„pisaniny”, wreszcie spotkać się na żywo. Już wtedy coś poczułam, choć
nie dopuszczałam zbytnio do siebie tej myśli, że coś może z tego wyjść.
Powoli, krok po kroku, on „oswajał” mnie od nowa, pokazując, że nie
każdy facet jest taki sam. <br />
<br />
<br />
Co mogę dziś powiedzieć o tym wszystkim? Dziękuję za te trzy wspólne lata. I za to zdjęcie. Unknownnoreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-58306019163276778092015-07-27T23:42:00.000-07:002015-08-18T01:23:29.114-07:00I'm losing my religionNiby wszystko jest ok, niby dobrze jest... Niby nie brakuje mi niczego, a
jednak czegoś wciąż brak. Pomiędzy szkleniem cebuli, a zagniataniem
bułeczek, wsłuchuję się w ulubioną muzykę i staram wyprzeć z głowy
niepokojące mnie wciąż dziwne myśli. Że mogłoby być inaczej, że
chciałabym czegoś innego, chciałabym spróbować... Ale do końca nie wiem
czy jest to możliwe i do wykonania. Jak zabrać się do tego i próbować
zmieniać swoje życie, które ostatnimi czasy przypomina mi schodzone i
popękane, ale wygodne trampki. <br />
Niby mam dobrą pracę, umowę na stałe, wypłatę przed ostatnim i spokojną
głowę. Niby zawodowa sielanka. I niby powinnam być szczęśliwa, ale
jednak tak nie jest. Może wymagam zbyt dużo od życia? Może wydaje mi
się, że możliwe jest ułożenie go sobie tak, jak kiedyś sobie wymarzyłam,
bez wyrzeczeń, kompromisów, po prostu tak, jak chcę...? <br />
<br />
<br />
* * * <br />
Telefon od mamy. Słyszę jej bezsilny, zapłakany głos w słuchawce. Nie
wiem co mam powiedzieć, nie wiem czy moje słowa w ogóle coś zmienią.
Wiem też, jak wygląda to z drugiej strony, oczyma mojego ojca, który też
ma swoje racje i swoje argumenty. Chciałabym im jakoś pomóc, choć wiem,
że wina leży też po ich stronie. Chciałabym móc się sklonować, by móc
im pomóc, mimo, że kiedyś czułam do nich ogromny żal i złość za górę
obowiązków, nie do ogarnięcia dla przeciętnej nastolatki, wczesne
rozpoczęcie pracy i brak czasu na naukę, o imprezach nie wspominając.
Chciałabym tak wiele... A tak naprawdę czuję się jak mały, bezbronny
robak pod butem okrutnego losu. Mały, nic nie znaczący robak...<br />
<br />
<br />
Chciałabym ubrać teraz kombinezon, kask, wyjechać z garażu i popędzić
autostradą. Nieważne w którą stronę. Byleby przed siebie...<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/XD7RHcp1wvc/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/XD7RHcp1wvc?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-76185104689570941312015-06-17T23:40:00.000-07:002015-08-18T01:24:03.803-07:00to, co siedzi głęboko w głowieZasiadam przed klawiaturą, włączam głośniej radio, by jakoś uporządkować myśli, spoglądam na zegarek i…<b> znów pustostan</b>. Jest tyle rzeczy, które siedzą mi głęboko w głowie, o których chciałabym głośno komuś powiedzieć, ale tak <b>ciężko jest mi ostatnio zebrać myśli</b> i przelać je tutaj, postukując w klawiaturę. <br />
<br />
Ostatnie dwa tygodnie urlopu dały mi zbyt dużo czasu na przemyślenia.
Zwłaszcza pierwszy tydzień, spędzony w rodzinnym domu. Po
bożonarodzeniowej jatce, którą to wszczęłam (nie bez powodu) i po
zepsuciu wszystkim rodzinnych świąt (jak stwierdziła moja mama), miałam
nadzieję, że coś się zmieni. Głupio się łudziłam, że niektórzy
zastanowią się nad sobą i pójdą po rozum do głowy, próbując coś zmienić.
Ależ byłam naiwna… <br />
<br />
Pobyt w domu dobił mnie i ucieszył równocześnie. Ta mieszanka sprawiła,
że opuszczałam rodzinny dom z niepokojem, nie wiedząc co zastanę
kolejnym razem. Serce mi pęka, gdy na to wszystko patrzę. Dom, którzy
rodzice sami budowali, przypłacając to zdrowiem, zarasta brudem… Klomby
w ogrodzie już dawno zarosły chwastami, w niedawno wyremontowanej
łazience pojawia się grzyb, a pająki czyhające w każdym kącie są czymś
normalnym. Wiem, że rodziców też boli serce, gdy patrzą na to wszystko,
ale wiem też, że czas, a przede wszystkim zdrowie nie pozwalają im na
ogarnięcie tego wszystkiego. A starszy brat, który raczej przejmie
rodzinny dom, ma na wszystko wyrąbane i nie kwapi się, by cokolwiek
zrobić czy pomóc. Mam do niego wielki żal o to, a jednocześnie czuję
złość i mam ochotę kopnąć go w dupę, żeby wreszcie się ogarnął i
przestał być darmozjadem. Dosłownie. Pracując osiem godzin dziennie jako
informatyk, tuż po 16 jest już w domu. Pierwszą rzeczą jaką robi, gdy
przekroczy próg domu jest zrzucenie butów (dosłownie, bo gdzie mu
odpadną tam leżą do następnego dnia albo i dłużej) i sprawdzenie co na
obiad. Jeśli obiad mu odpowiada, łaskawie zje, zostawiając po sobie
brudne naczynia na stole i idzie do swojego pokoju, spędzając w nim
resztę dnia i siedząc przy komputerze. Druga opcja jest taka, że
wieczorem dostaje telefon od znajomego, wsiada w auto, mając wszystko w
dupie i wraca po północy. Nie interesuje go kompletnie nic – pozmywanie
naczyń, skoszenie trawnika czy chociażby pozamiatanie kuchni. Nic!
Potrafi jeszcze wyskoczyć z ryjem do mamy, że np. <i>„nie ma czystych skarpetek do pracy, bo nie nastawiła wczoraj prania”</i>, albo <i>„koszula, którą mu wyprasowała jest wymięta, bo nie odwiesiła mu jej od razu do szafy, tylko zostawiła na krześle”</i> czy też <i>„mogła kupić lepszą kiełbasę”</i>.
Krew się we mnie gotuje, gdy o tym wszystkim pomyślę! Facet, stary koń,
mający 27 lat… Dołożenie się do domowych rachunków czy też kupienie
czegoś do domu, choćby głupiego proszku do prania, też go nie
interesuje. Gdyby jeszcze zarabiał jakieś grosze to mogłabym zrozumieć,
że musi spłacać kredyt na samochód (swoją drogą to po ciul mu jeden z
nowszych modeli Audi?). Jego nie obchodzi czy z renty ojca (700zł,
które w większości idzie na leczenie) i najniższej krajowej mamy
wystarczy na rachunki, bieżące wydatki i zakupy. On ma mieć gotowy
obiad, jak wróci z pracy, wyprane, wyprasowane, śmigający internet i
ciepło w dupę. Reszta go już nie obchodzi. Żyje w jakimś swoim bajkowym
urojonym świecie, nie mając pojęcia ile kosztuje chleb, kilogram dobrej
kiełbasy czy choćby paczka proszku do prania, a dom i rodziców traktuje
jak hotel i jego obsługę. Gdy tylko zaczęłam coś mówić na ten temat,
będąc w domu, naskoczył na mnie z ryjem, że jak mi nie pasuje to sama
mogę się przeprowadzić z powrotem do rodzinnego domu i sprzątać, po czym
obraził się i pędem do swojego pokoju, ledwie wyrabiając na zakręcie
przy schodach. A jak mnie unikał do samego końca mojego pobytu! Co
najmniej jak diabeł święconej wody. Jednak szczytem jego bezczelności
był jego czwartkowy „występ”, kiedy to na tekst ojca, że może by chociaż
sprzątnął swoje rzeczy z korytarza (miał nas odwiedzić wieczorem dawno
niewidziany wujek z ciotką) odpowiedział, że <b>przecież to ja przyjechałam po to, żeby sprzątać</b> <b>(!!!).</b><br />
<br />
Widzę, że ojciec ma już tego coraz bardziej dość i nie ma sił… Boję się o
niego, że kiedyś rzeczywiście trzaśnie za sobą drzwiami i nie wróci,
tak jak zapowiada. Wiem, że już od dawna chodzi mu po głowie pomysł, by
sprzedać dom i kupić sobie jakieś nieduże mieszkanie, gdzie nie będzie
go obchodziło porąbanie drewna na opał, rozpalenie w kominku czy
koszenie trawy. Problemem jest jednak mama, która nie chce o tym
słyszeć, powtarzając jak mantrę, że własnymi rękami wybudowali ten dom.
Wałkowałam z nią ten temat przez cały swój pobyt w domu. I mimo, że
przyznała mi rację, że jej ten dom nie jest potrzebny, że wystarczyło by
jej mieszkanie wielkości naszego, wydaje mi się, że gdy przyjdzie co do
czego, nie będzie gotowa na to, by kopnąć w cztery litery dorosłego
darmozjada, by sam sobie coś wynajął i poznał życie. <br />
Boję się, że za kilka lat, gdy, nie daj Boże, rodzice zaniemogą, to ja
będę musiała wrócić do rodzinnego domu i się nimi zająć. Wiem, że mam
miękkie serce i nie będę potrafiła odmówić im pomocy, patrząc obojętnie
na wszystko. Wiem też, że nie będą mieli co liczyć na starszego brata,
na młodszego raczej też nie, bo idzie w ślady starszego. A moja siostra?
Ona zawsze robiła tak, by to jej było najwygodniej. Pamiętam sytuację
sprzed kilku lat, gdy zbliżały się jej osiemnaste urodziny – strzeliła
wielkiego focha (tak naprawdę to nie wiadomo dokładnie o co) i
następnego dnia, z samego rana, wyjechała bez słowa ze znajomymi, nie
dzwoniąc ani nie odbierając telefonu od nikogo. Lada dzień miała odbyć
się jej urodzinowa impreza, było bardzo dużo do przygotowania, a rodzice
prowadzący swoją działalność ciągle byli poza domem. Milejdi mając w
dupie wszystko, po prostu pojechała sobie nie wiadomo gdzie. Cud, że
zjawiła się w dzień imprezy, przyjeżdżając na gotowe. Ona balowała, a ja
z rodzicami, zapychaliśmy przez trzy dni – sprzątając dom, obejście,
gotując i piekąc. Gdy wszyscy na imprezie dobrze się bawili, zachwycając
się jedzeniem i porządkiem „na glanc”, siostrzyczka się tylko szeroko
uśmiechała, jakby były to słowa kierowane do niej. <br />
<br />
Ten tydzień spędzony w domu był dla mnie niezłą harówką, by to wszystko
jakoś ogarnąć, jednak patrząc na efekty i widząc wdzięczność rodziców,
wracających po całym dniu pracy wiem, że było warto…Wreszcie mieliśmy
czas, gdy usiąść wieczorem przy grillu i piwie, pogadać, dowiedzieć się,
jak komu się żyje. I mimo tego ogromnego mętliku, który miałam w głowie
w chwili wyjazdu, tej złości pomieszanej z żalem, która we mnie tkwiła,
nie mogłam powstrzymać napływających do oczu łez, zostawiając za sobą
te ukochane, zielone pagórki…i moich rodziców.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/BW9Fzwuf43c/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/BW9Fzwuf43c?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-31613371982059344232015-05-04T23:41:00.000-07:002015-08-18T01:24:52.835-07:00nienawidzę poniedziałkówI znów pustka. Paskudna pustka, która pojawia się, gdy tylko zasiadam
przed klawiaturą, chcąc sklecić swoje myśli w całość. Puk, puk! Cisza i
pustka. <br />
<br />
Ziewam potężnie, czując niedospanie po wczorajszym, swoją drogą,
świetnym koncercie. Podobno 5 godzin to dużo czasu na sen. Na pewno nie
dla mnie. Parzyć kolejną kawę czy nie? Chyba już sobie odpuszczę. Świeżo
zaparzona kawa lepiej smakuje w domu, w małym kubku z psem, w
towarzystwie lubego. <br />
<br />
Z wiosennych planów „ogarnięcia się” powoli zaczyna coś się
krystalizować. Zachęcona setkami przepięknych serwetek, zrobiłam małe
zakupy i zabrałam się za tworzenie „umilaczków”. Uwielbiam te chwile,
gdy z surowego, drewnianego pudełeczka powoli, dzień po dniu, powstaje
wyjątkowy i nietuzinkowy bibelot. Równie mocno lubię moment wręczania
takiego „umilaczka”. I to zaskoczenie pomieszane z radością. Dla takich
momentów warto babrać się farbami, wąchać lakiery i parzyć się
żelazkiem. :) <br />
<br />
Kolejnym punktem wiosennych planów było zabranie się za swój wygląd. Po
ostatniej przejażdżce na rowerze, zaczęłam się rozglądać za nowym. Takim
z działającymi przerzutkami, nietrzeszczącym, niepiszczącym,
niezardzewiałym tak, jak mój obecny, którego reanimacja nie ma
najmniejszego sensu. Naszło mnie tak bardzo, że nie odpuszcza i nie
odpuści, dopóki czegoś nie kupię. Bo pieniądzem może nie śmierdzę, ale
dobry rower to fajna rzecz. Nie tylko po to, by móc szybko skoczyć na
zakupy, ale także po to, by móc założyć słuchawki i mając wszystko w
tyle, ruszyć przed siebie. <br />
<br />
Odliczam czas do 15.30, a wspomnienie wczorajszego koncertu daje mi kopa
w tyłek, by jakoś przetrwać ten dzień. Nienawidzę poniedziałków.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/ZVx08aBE7Lc/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/ZVx08aBE7Lc?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-88793893247914844362015-04-14T23:38:00.000-07:002015-08-18T01:25:16.514-07:00notka, co opublikować się nie możeMiała być notka o młodych mamusiach w moim najbliższym otoczeniu, miało
być o współczesnym „niewolnictwie” i o serialu, który mnie poruszył.
Miało być to i owo, a jest klops. Albo kicha. Co kto woli. <br />
<br />
Wiosna już nadeszła, więc pasowałoby porzucić ciepłą kanapę, kocyk i
telewizję, a wybrać się na rower, rolki, może nawet pobiegać. Zwłaszcza,
że po zimie zostało mi kilka nieplanowanych kilogramów, których
chciałabym się pozbyć. Do tego jeszcze ta moja siedząca praca, która
sprzyja rozrastaniu się dupska... Mam tysiąc myśli i tysiąc sposobów w
głowie na spędzenie wolnego czasu po pracy. W myślach szusuję po nowym
torze rolkarskim w moim mieście, jadę rowerem przez las nad ulubione,
pobliskie jezioro, dzielnie maszeruję po bieżni w klubie fitness i
ozdabiam drewniane pierdółki do mieszkania. W myślach, zwłaszcza w
pracy, chce mi się wszystko, byleby tylko wyrwać się z nudnego biura,
widząc słońce za oknem. Zwykle kończy się jednak na tym, że gdy wracając
z pracy zasiadam na tylnej kanapie samochodu i czuję opadające, ciążące
mi powieki. A apogeum następuje, gdy przekraczam próg mieszkania -
dopada mnie wtedy wielki i opasły „nie-chce-miś” i brakuje mi sił na
cokolwiek. Boziu, gdyby mi się tak bardzo chciało jak mi się nie chce… <br />
Czas zabrać się za siebie i coś zmienić! Odpuścić siedzenie na forach i
zaglądanie na facebooka poza godzinami pracy, bo to strasznie głupi i
wciągający pochłaniacz czasu. Czas odpuścić sobie nieumyte gary czy
nieodkurzone mieszkanie i zrobić coś samolubnie dla siebie. Tylko dla
siebie.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://th.interia.pl/51,b9aea026a4852130/1531890_760488757391888_4305767335430594938_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://th.interia.pl/51,b9aea026a4852130/1531890_760488757391888_4305767335430594938_n.jpg" height="225" width="400" /></a></div>
<br />Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-20029403803434890952015-03-14T23:39:00.000-07:002015-08-18T01:26:28.442-07:00ad augusta per angustaNareszcie, pierwszy raz od bardzo dawna, czuję,
że moje życie zaczyna się powoli układać i obierać właściwy kierunek.
Wiele spraw, które nie pozwalało mi spokojnie spać, pomyślnie się
rozstrzygnęło, pozwalając mi odetchnąć z ulgą. Teraz z coraz większym
optymizmem i odwagą spoglądam w przyszłość, bo wiem, że wiele zależy ode
mnie.<br />
<b><i>Wystarczy wiara w siebie, uwierzenie we własne możliwości,
przekonanie o słuszności tego, co się robi i dostrzeganie wszystkich
szans i możliwości, które daje nam życie. Tylko tyle, a może aż tyle.
Bez oglądania się na innych, porównywania tego, co się ma z tym, co mają
inni, doceniając rzeczy zwykłe, proste, pozornie zwyczajne. Bez
marnowania czasu na zazdroszczenie innym, narzekanie, użalanie się. </i></b><br />
Czuję, że to mój czas i wszystko leży w moich rękach. Czuję energię i
chęć do działania, zmieniania, kształtowania własnego "jutra". Bo
wszystko zależy ode mnie. Ode mnie samej...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/wSMJdD817Vk/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/wSMJdD817Vk?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-58622891631247011032015-01-30T23:36:00.000-08:002015-08-18T01:29:13.860-07:00z pamiętnika urzędnikaMimo, że moje życie zasuwa w niesamowitym tempie, czas za oknem chyba
się zatrzymał i ciągle króluje zima, której nienawidzę. Z utęsknieniem
czekam na wiosnę, ciepełko i słońce, kiedy to będę mogła wskoczyć na
rower i pojechać wąską dróżką przez las nad jezioro, gdzie wyłożę się na
malutkim, drewnianym „molo” i będę oglądać zachodzące słońce odbijające
się w wodzie. Wreszcie będę mogła ściągnąć pokrowiec z motocykla,
zaciągnąć się cudownym zapachem benzyny i ruszyć przed siebie, byle
gdzie, byleby tylko do przodu. Tęsknię za śpiewem ptaków, budzących mnie
nad ranem, zapachem łąki upstrzonej kwiatami, słońcem łaskoczącym
skórę, smakiem i zapachem owoców… Dopada mnie jakieś takie „szarugowe”
przygnębienie, brakuje mi siły na ogarnięcie wszystkiego i nic mi się
nie chce. Najchętniej zahibernowałabym się niczym nietoperz i przespała
ten przebrzydły, dobijający mnie czas. <br />
<br />
Czas zasuwa w takim tempie, że odmierzam go czwartkami, kiedy to biorę
większe śniadanie do pracy, bo ślęczę tu do 17.00. Ten właśnie wyjątkowo
długi dzień roboczy daje mi znać o tym, że to już minął kolejny
tydzień. Praca, dom, zakupy, gotowanie, sprzątanie, projekty i tak w
koło Macieju. Kręcę się w tym kółku jak mysz na LSD i na nic nie mam
czasu albo kasy. Bo przecież taki bałagan w domu, że trzeba za
sprzątanie się zabrać, a nie w decoupage się bawić, albo ręczniki się
poniszczyły, już się do niczego nie nadają i trzeba kupić nowe… Ciągle
coś. I niech mi nikt nie mówi, że urzędasy zarabiają kokosy....! Bo
nawet mój luby, będąc na L4 przez cały miesiąc, zarabiał prawie
trzykrotnie więcej niż ja, zasuwając cały miesiąc.<br />
<br />
Szkoda, że w tym całym pędzie człowiek nie ma czasu dla samego siebie –
swoich zainteresowań, pasji. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach
trzeba wybierać – czas albo pieniądze – bo jak masz czas to nie masz
pieniędzy, a gdy masz pieniądze to nie masz na nic czasu. Smutna
refleksja. I szczerze podziwiam wszystkie mamy, które potrafią łączyć
pracę z rzetelnym, prawdziwym wychowaniem dziecka (a nie posadzeniem go
przed TV) i prowadzeniem domu, a do tego jeszcze mają czas dla siebie...
A ja? A ja trochę sobie ponarzekam, pomarudzę i dalej dam się przeżuwać
okrutnemu czasowi.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/f8eIJnMYEyw/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/f8eIJnMYEyw?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-53704980826490378582015-01-20T23:37:00.000-08:002015-08-18T01:30:03.173-07:00takie jest życieCzasami mam wrażenie, że ja i on to piekło i niebo, ogień i woda, chwast
i piękna róża… Kłócimy się o pierdoły, przejmujemy drobnostkami. Boli
mnie to, że takie głupoty stają między nami i potrafią nas skłócić.
Zmęczenie materiału? Być może. Może za dużo ze sobą przebywamy, może to
my się zmieniliśmy, a może…. Może lepiej nie myśleć. Wziąć głęboki
oddech i usiąść do rozmowy, by zawalczyć o nas i wspólne jutro…<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/2LXj04N6wlg/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/2LXj04N6wlg?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-82763868321837976232015-01-12T23:34:00.000-08:002015-08-17T23:34:31.009-07:00świecidełka, kwiaty i białe krawatyWchodząc ostatnio na fejsbuka, zasypywana jestem setkami zdjęć – ze
ślubu moich koleżanek, tych dalszych i bliższych, tych, które znam tylko
z widzenia, a także ich dzieci – pierwszy kroczek misiaczka, misiu
zjadł pierwszą przetartą marchewkę w swoim życiu, moja córcia taka
piękna, niunia sobie słodziutko śpi itp.. Tak patrzę na to wszystko i
już tym szczerze rzygam… Zwłaszcza, od kiedy moja babcia zaczęła mnie
przy każdej okazji wypytywać, kiedy wreszcie wyjdę za mąż. Mam
wrażenie, że patrzy na mnie tak, jakbym była skazana na staropanieństwo z
tego powodu, że w wieku 24 lat nie mam jeszcze męża i dzieci. Toż to
prawdziwa tragedia! Powtarzam do znudzenia, że mam czas, jestem przecież
jeszcze młoda, a poza tym nie mam jeszcze umowy o pracę na stałe, więc
nie myślę o takich rzeczach. Ale do mojej babci argumenty te nie
trafiają, tym bardziej, że moja kuzynka, która jest miesiąc młodsza ode
mnie i z którą zawsze mnie porównywano, jest już trochę ponad rok po
ślubie i ma już roczne dziecko, a druga kuzynka, będąca w moim wieku,
miesiąc temu wyszła za mąż, również z powodu dziecka w drodze. Tylko ja
taka jakaś „upośledzona”… <br />
Tak patrząc na to wszystko, niedobrze robi mi się na samą myśl o tych
całych przygotowaniach do ślubu – wyborze sali, zakupie sukni ślubnej,
wyborze menu, spisywaniu listy gości, fryzurach próbnych itp. Wiem już
mniej więcej czym to pachnie, bo już raz przez to przechodziłam, (choć
na szczęście szybko się wycofałam) i tym bardziej wiem, że nie jest to
to, co mi się marzy. Wiem, że dużo rzeczy musiałabym załatwiać zdalnie,
przez rodziców, bo mieszkam trzysta kilometrów od rodzinnego domu, wiem,
że wiele rzeczy byłoby na ich barkach, wiem, że moi rodzice mają inny
pogląd na wiele spraw, m.in. listę gości – my chcieliśmy małe, kameralne
przyjęcie dla najbliższej rodziny, a dla mojej mamy było nie do
pojęcia, by nie zaprosić kuzynek i „wujków-ciotków”. Chcielibyśmy już
tak na poważnie, na serio być razem i uporządkować wiele formalnych
kwestii, co ślub by nam umożliwił. Ale przytłacza nas sama myśl o
weselu, którego żadne z nas za bardzo nie chce. Wiem, że dla wielu
kobiet to wymarzony, wyśniony dzień – biała suknia, piękne kwiaty, super
zdjęcia. Może jestem dziwna, ale ja nie mam parcia na takie rzeczy. <br />
Najchętniej wskoczylibyśmy na motocykle, ubrani w nasze czarne,
przeciętne kombinezony i popędzili przed siebie, by w małym, drewnianym
kościółku w górach, w towarzystwie najbliższych znajomych –
motocyklistów, przysiąc sobie miłość i oddanie. Bez całego tego
przepychu, strojenia, kwiatów, tańców i muzyki. Bo przecież
najważniejsze jest uczucie – szczera, prawdziwa miłość, która nie
potrzebuje blasku, świecidełek i tego całego zamieszania…<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.motokobiety.pl/archiwum/galeria/slub_motocykle//THUMBS/THUMB_WIDE_motocykl_slub_4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.motokobiety.pl/archiwum/galeria/slub_motocykle//THUMBS/THUMB_WIDE_motocykl_slub_4.jpg" height="192" width="400" /></a></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-24168848499782736232015-01-02T23:35:00.000-08:002015-08-17T23:35:54.593-07:00do siego!- Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!<br />
- Cooo? Słabo Cię słyszę. <br />
- No najlepszego! Żeby ten rok był lepszy od poprzedniego!<br />
<br />
<br />
Hm… Czy przyszły rok może być rzeczywiście lepszy od poprzedniego – dla
mnie udanego? Oby! To byłby wtedy naprawdę dobry rok :) Patrząc wstecz,
nie mam na co narzekać, jeśli chodzi o poprzedni rok, mimo, że nie
zapowiadał się on najlepiej. <br />
<br />
W połowie grudnia 2013r. kończył mi się staż w urzędzie i wisiała nade
mną groźba bezrobocia. Ta kwestia spędzała mi sen z powiek, a wizja
siebie siedzącej w domu na bezrobociu, przerażała mnie do tego stopnia,
że od początku grudnia snułam się jak cień – niewyspana, zdenerwowana i
zmęczona tą niepewnością. Ostatecznie jednak mojej szefowej, która była
bardzo zadowolona z mojej pracy, udało się przekonać szefa o potrzebie
zatrudnienia mnie i w Nowy Rok wchodziłam szczęśliwa i uśmiechnięta. <br />
<br />
Po nadejściu wiosny wróciłam do realizacji swojego marzenia – jazdy na
motocyklu. Powrót do jazd po długiej, zimowej przerwie kosztował mnie
wiele nerwów i bywały dni, kiedy miałam ochotę się poddać i odpuścić.
Ostatecznie jednak, dzięki wsparciu mojego lubego, po walce z samą sobą i
swoimi słabościami, na początku lipca nadeszła ta wiekopomna,
wyczekiwana przeze mnie chwila – zdałam egzamin! W tym momencie
poczułam, że mogę naprawdę wszystko, jeśli tylko tego bardzo chcę. :)
Niecały miesiąc później stałam się posiadaczką niebieskiej „kosiarki” –
Kawasaki Er5. Od tego momentu, mimo prawka w kieszeni, uczyłam się na
nowo poruszania się w nowej rzeczywistości – bez instruktora z tyłu i
odblaskowej, żółtej kamizelki. Wykręciłam tyle kilometrów, na ile
benzyny było mnie stać i na własnej skórze przekonałam się o tym, że na
drodze ważniejszy jest rozmiar niż przepisy – przywykłam do wymuszania
pierwszeństwa, zajeżdżania drogi, spychania na bok. Niestety, nowa
rzeczywistość nie była tak kolorowa, jak widziałam ją wcześniej. Jednak
mimo wszystko, rozkochana w swojej „kosiarce” pędziłam przed siebie.<br />
<br />
W maju, po raz kolejny, na horyzoncie pojawiła się wizja bezrobocia. A
to wszystko za sprawą pani J., która od prawie roku była na zwolnieniu
lekarskim, a którą zastępowałam. 18 lipca miał być moim ostatnim dniem w
pracy. Na samą myśl o tym, że mam odejść z urzędu, stracić kontakt z
naprawdę świetnymi koleżankami z pracy, łzy napływały mi do oczu. Tym
bardziej, że już od początku czerwca zaczęłam rozsyłać CV w odpowiedzi
na ogłoszenia o pracę, a telefon milczał jak zaklęty. Pod koniec lipca
pojawiło się światełko na horyzoncie – w urzędzie miasta, w sąsiednim
mieście, pojawiła się oferta pracy na stanowisku geologa. Kilka dni
później dowiedziałam się, że w mojej dotychczasowej pracy pojawiła się
dwie opcje powrotu: mogłabym, praktycznie od razu, zostać na zastępstwo
za koleżankę, która zaszła w ciążę i od półtora miesiąca była już na
zwolnieniu lekarskim lub mogłabym startować w konkursie na stanowisko
referenta w dotychczasowym wydziale, bo szanowny pan prezydent dał się
uprosić i przekonać, że pracownik jest potrzebny. I tu pojawił się
kolejny problem – bo niby od nadmiaru głowa nie boli, ale sama nie
wiedziałam co mam zrobić, a czasu na decyzję nie miałam dużo. Bałam
się, że z pracy geologa nic nie wyjdzie, bo moja szefowa dowiedziała się
od znajomego z sąsiedniego urzędu, że o to stanowisko ubiegać się
będzie m.in. facet, który skończył geologię, a od kilku lat pracuje jako
strażnik miejski w sąsiednim mieście. Byłam więc pewna, że dostanie się
on, a ja zostanę z kwitkiem. A co do pracy w poprzednim urzędzie, byłam
przekonana, że wygra koleżanka, która kilka miesięcy po mnie przyszła
na staż – miała znajomości w urzędzie, kilka osób z jej bliskiej rodziny
tu pracuje, i wcale się z tym nie kryła. Bałam się, że dla mnie
zostanie umowa na zastępstwo - na rok, półtora, a potem czeka mnie to
samo – niepewność, co dalej. Wykuta i bardzo zdenerwowana jechałam na
rozmowę o pracę do sąsiedniego miasta, nie licząc na to, że coś z tego
będzie. Na rozmowie był rzekomy strażnik, który też nie czaił się z tym,
że zna całą komisję konkursową, pani ok. 30-stki pracująca w geologii
oraz świeżo upieczona absolwentka wydziału, który skończyłam. Szanse
niby jakieś miałam, ale wychodząc po rozmowie byłam pewna, że wypadłam
co najmniej średnio i raczej nie mam co liczyć na pracę. Jakież ogromne
było moje zdziwienie, gdy półtora tygodnia później zobaczyłam swoje
nazwisko, widniejące na stronie z informacją o wynikach naboru. Z tej
radości musiałam obudzić mojego lubego, odsypiającego przepracowaną
nockę, by podzielić się z nim tą wspaniałą nowiną, a zaraz potem
popędziłam na rower, by rozładować energię. W ten oto sposób, od
września piastuję stanowisko geologa powiatowego i mimo, że pierwsze
miesiące były dla mnie ciężkie, wielu rzeczy musiałam się nauczyć, do
innych musiałam przywyknąć, a wypłata wpływająca co miesiąc na konto
jest powodem rozczarowania, jestem szczęśliwa, bo mam pracę. W
listopadzie zdałam egzamin urzędniczy i mam perspektywę pozostania tu na
stałe, jeśli tylko nowa pani prezydent wyrazi na to zgodę. <br />
<br />
Niestety, jednak nie wszystko w ubiegłym roku było takie piękne i różowe
– po kilku miesiącach szukania przyczyn złego samopoczucia i bólu
stawów u mojego lubego, okazało się, że jest on chory na boreliozę.
Szczęście w nieszczęściu, okazało się, że musiał zostać zarażony
niedawno, najprawdopodobniej w te wakacje, więc choroba nie powinna
jakoś mocno spustoszyć organizmu. Od końca listopada walczymy z chorobą i
mam nadzieję, że ta walka okaże się dla nas zwycięska. Tak bardzo bym
tego chciała… <br />
<br />
Czego bym sobie życzyła w tym roku? Przede wszystkim zdrowia, więcej
cierpliwości, wytrwałości i wrzucenia na luz w wielu kwestiach. Bo jeśli
będę miała to wszystko, będę miała miłość i szczęście. A pieniądze? Nie
są nic warte, jeśli nie ma w życiu szczęścia i miłości. <br />
<br />
Wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku, kochani :)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://wypiekibeaty.com.pl/wp-content/uploads/2014/12/happy_new_year_2015_hq-blog.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://wypiekibeaty.com.pl/wp-content/uploads/2014/12/happy_new_year_2015_hq-blog.jpg" height="266" width="400" /></a></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-11556827276431005612014-12-30T23:31:00.000-08:002015-08-17T23:31:38.719-07:00kto ma miękkie serce...Czy mając miękkie serce trzeba mieć twardy tyłek? <br />
Coraz częściej zadaję sobie to pytanie, mając nadzieję, że w ogóle albo
chociaż nie szybko przekonam się o jego prawdziwości. W moim miejscu
pracy dosyć często zdarzają się osoby, które chodzą po biurach i
zbierają pieniądze – a to na chore dziecko, a to na Szlachetną paczkę,
na wózek inwalidzki. Zawsze staram się pomóc, bo przecież nie żyje mi
się źle – mam co jeść, mam dach nad głową, zdrowie, pracę , miłość –
wszystko to, co w życiu ważne. A inni mają zdecydowanie gorzej. Nieraz
poślę również jakieś złocisze na psiaki ze schroniska, bo niestety
żadnego nie mogę przygarnąć, a chociaż w ten sposób mogę jakoś dopomóc.
Dzisiaj było podobnie – przyszedł pan, ok. 40-50 lat, mówił, że zbiera
pieniądze na chore dziecko – syna koleżanki, z którą pracował 18 lat,
który cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Opowiadał o tym, że mieszka
w małej wsi daleko stąd, którą de facto znam, gdzie ciężko jest dotrzeć
do większej liczby osób z prośbą o pomoc. Mówił, że pracuje w firmie
montującej banery reklamowe i przez kilka dni będą w większych miastach,
dlatego starają się to wykorzystać i zebrać parę groszy. Oczywiście
nie mogłam przejść obojętnie, taki mój głupi charakter, i dałam 20zł.
Pan zaczął mi mówić, że to za dużo, że nie trzeba tyle, po czym bardzo
mi podziękował. Wysłałam go do biura obok, gdzie usłyszałam, że
koleżanka go odesłała z kwitkiem, tak samo jak szefowa, twierdząc, że
takie kwesty są organizowane przez urząd, powinien mieć zgodę (Pan
twierdził, że sekretarz wyraził zgodę) itd. I w tym momencie poczułam
się jak frajerka… Bo może i Pan nie miał puszki, identyfikatora itp.,
ale jeśli postanowił pomóc spontanicznie, z odruchu czystego serca… Po
prostu mu zaufałam…<br />
Czy w dzisiejszych czasach wszystko należy traktować jako oszustwo,
próbę wyłudzenia pieniędzy, naciągactwo…? Czy naprawdę na każdego
należy patrzeć, jak na potencjalnego oszusta? Czy coś takiego jak
zaufanie i uczciwość jeszcze istnieje? <br />
Biorę łyk ciepłej kawy i wracam do pracy. A odpowiedzi? Kiedyś przyjdą same.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/osNsn0Rg4nQ/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/osNsn0Rg4nQ?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-34983000897600579302013-10-21T23:32:00.000-07:002015-08-17T23:33:27.075-07:00w deszczu maleńkich żółtych kwiatówMoje życie ostatnimi czasy przypomina układankę złożoną z kilku rodzajów
puzzli – niby wszystkie elementy dały się jakoś złożyć, ale zamiast
pięknego pejzażu – jakiejś cudnej plaży, miasta nocą czy alpejskich
szczytów, mamy jakieś zlepki różnych obrazków tworzących niezrozumiały
misz-masz. W moim życiu brak jakiejkolwiek harmonii, ładu… Czas biegnie
tak szybko, że jedynie weekendy stają się małym przerywnikiem,
pozwalającym odhaczyć kolejny nadchodzący tydzień. Gdy patrzę na to
wszystko, przypominają mi się słowa mojej wychowawczyni z gimnazjum,
które wtedy, w szczeniackich czasach, wydawały się być mocno przesadzone
– dopiero teraz odczuwam jak bardzo były prawdziwe. Pani Zofia
wielokrotnie powtarzała nam, by cieszyć się chwilą, doceniać to, że jest
się młodym i nie ma się zobowiązań i korzystać z tego – podróżować,
bawić się, poznawać ludzi… Mówiła – „Gdy skończycie studia i pójdziecie
do pracy, dwa lata będą wam uciekać jak jeden rok. Ani się nie
obejrzycie, a założycie rodzinę i pojawią się dzieci, obowiązki. A wtedy
czas będzie uciekał po pięć lat w jeden rok, aż dobijecie ze
zdziwieniem do pięćdziesiątki. I wtedy będziecie się zastanawiać, gdzie
tak uciekły wszystkie te lata, którymi nie zdążyliście się nacieszyć”.
Niestety, już powoli na własnej skórze zaczynam odczuwać tę naturalną
kolej rzeczy. A to przecież dopiero 23 lata stukną mi w tym roku… <br />
Ostatnio coraz poważniej zdarza mi się myśleć nad swoim życiem –
rodziną, domu, o którym tak bardzo marzymy. Może to przez moje ostatnie
problemy ze zdrowiem, jak i przez opowieści Patrycji o jej znajomej,
która w wieku 25 lat w wyniku złośliwego nowotworu przechodzi trzecią
chemioterapię po tym, jak usunięto jej piersi… Patrząc na to, co dzieje
się dookoła, zaczynam doceniać to, co mam – szarą codzienność,
wspierającego mnie we wszystkim mężczyznę i rodzinę, która o mnie
pamięta. <br />
Jeszcze do jakiegoś tygodnia wstecz miałam ogromną nadzieję, że jeszcze w
tym roku zdążę zdać egzamin na motocykl. Bardo tego chciałam, jednakże
zbyt wiele czynników niezależnych ode mnie pokrzyżowało mi plany.
Początkowo byłam wściekła, lecz z czasem pogodziłam się z tym i
stwierdziłam, że nawet kłody rzucane mi pod nogi nie zniszczą moich
marzeń i w przyszłym roku zdam. Bylebym przez zimę nauczyła się panować
nad nerwami i zmieniła nastawienie do tego wszystkiego.<br />
W temacie pracy po zakończeniu stażu nadal cisza. Pojawiło się niby
światełko, małe światełko na końcu tunelu, ale boję się trzymać myśli,
że się uda i dostanę etat. Wolę słodkie zaskoczenie, niż gorzkie
rozczarowanie. Bo mimo, że moja szefowa jest ze mnie bardzo zadowolona i
zabiega o to, bym pozostała, władze miasta przed wyborami przyjęły
taktykę redukcji etatów, bo przecież to wygląda lepiej w kampanii -
dotychczas poleciały już na bruk dwa wydziały, jedne z największych i
dosyć znaczących. Poza tym mam plan – gdy nie dostanę etatu, chcę
powrócić na studia. Dominikowi jest to trochę nie w smak i wolałby, bym
pracowała i rozwijała się zawodowo, jednak wiem, że będzie mnie
wspierał, gdy wrócę na studia, nawet jeśli przez kolejne półtora roku
miałby słuchać, że chcę zostać wężem, bo one przez cały dzień leżą i nie
muszą się uczyć. <br />
<br />
A tymczasem wsłuchuję się w muzykę i rozmyślam.. Ostatnio chyba za dużo.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://th.interia.pl/51,b9aea026a4852130/3717168_malopolska-zlota-jesien.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://th.interia.pl/51,b9aea026a4852130/3717168_malopolska-zlota-jesien.jpg" height="400" width="400" /></a></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-49002661285307753762013-09-23T23:29:00.000-07:002015-08-17T23:29:37.038-07:00jesień już... tuż tużPatrząc na to, co dzieje się dziś za oknem, z coraz większym smutkiem
stwierdzam, że nadchodzi jesień. I to coraz większymi krokami. Dni są
już coraz bardziej szare i pochmurne, deszcz coraz częściej dzwoni o
szyby okien, a wiatr huczy złowieszczo. Wstając rano do pracy, za oknem
wita mnie szary dzień i kłęby ciemnych chmur, szczelnie przykrywających
słońce, co dobija mnie prawie tak bardzo jak wizja poniedziałku i
siedzenia do godziny 17.00 w pracy. <br />
Taka jesień zdecydowanie mi nie sprzyja. Już chyba trzeci raz w ciągu
ostatnich dwóch tygodni bronię się przed rozkładającym mnie paskudztwem.
Katar, bolące zatoki, drgawki, uczucie wiecznego zimna, ogólna słabość i
ból głowy staną się dla mnie niedługo wizytówką tegorocznej jesieni.
Już w ubiegłym tygodniu szefowa namawiała mnie na urlop, by się
wykurować, ale ja twardo chodziłam do pracy, napędzana wizją
nadchodzącego weekendu. Gripexy, fervexy, herbata z miodem, sokiem
malinowym i cytryną są moją bronią, bo przecież nie mogę się dać
choróbsku. <br />
Myślałam, że weekend upłynie mi pod znakiem ciepłego kocyka i gorącej herbatki. A jednak nie... <br />
Sobota minęła wyjątkowo szybko nim Dominik wstał po nocnej zmianie. Ja w
tym czasie czytałam moją "ulubioną" w ostatnim czasie lekturę (Ustawa <em>Prawo o ruchu drogowym</em>),
którą wałkuję os jakichś dwóch miesięcy, pogadałam przez telefon z
rodzicami i poszperałam w internecie. Potem obiad, ogarnianie domu i tak
oto zapadł wieczór. <br />
W niedzielę o 5.30 czekała nas pobudka, co dla mnie było prawdziwym
koszmarem - jednak liczyłam na to, że w weekend się porządnie wyśpię. A
gdzie tam! Już o siódmej rano ruszaliśmy w drogę do Ostravy na dni NATO.
Po tym, jak w ubiegłym roku owa impreza przeszła mi obok nosa, w tym
roku postanowiłam się wybrać, nawet jeśli musiałabym zrezygnować z
ciepłego łóżeczka i podusi. Niestety, z Ostravy wróciłam przeziębiona -
rozpalona, trzęsąca się z zimna jak galareta, z katarem i bolącą głową.
Ale co tam! Najważniejsze, że obejrzeliśmy z bliska mnóstwo fajnych
wojskowych maszyn, podziwialiśmy efektowne pokazy lotnicze i zjadłam dwa
przepyszne czeskie langosze - moje ukochane! I mimo, że obiecywałam
Dominikowi, że na miesiąc ma z nimi spokój, to czuję, że owe placuszki
zagoszczą w naszej kuchni znacznie szybciej :).<br />
W temacie pracy spore zmiany - od środy mam się przekwalifikować - z
księgowania na sprawozdawczość, o której narazie nie mam zielonego
pojęcia. Cieszy mnie jednak fakt, że będę się uczyć czegoś nowego,
przejmując częściowo obowiązku Pani Jadzi, która już od dłuższego czasu
jest na L4. Mocno wierzę, że dam radę. Wszystkiego się można nauczyć.
Trzeba mieć tylko chęci :)<br />
<br />
A tymczasem...zakopuję się głęboko pod kocyk, tkwiąc na kanapie przed
telewizorem, popijam gorącą herbatę, zasmarkuję chusteczki i...gniję. Bo
tylko na tyle mam dziś siłę.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://img.national-geographic.pl/images/1010/pics/jesien2_02_9fe87d2a4f.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img.national-geographic.pl/images/1010/pics/jesien2_02_9fe87d2a4f.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-47640638266860083512013-09-10T23:30:00.000-07:002015-08-17T23:30:34.635-07:00...<em>"Przeznaczenie</em> <em>- los, fatum,dola, fortuna; predestynacja;
to, co powiedziane, przepowiedziane przez bogów; nieodwołalna
konieczność. Jest to koncepcja, według której losy człowieka są z góry
określone. Takie postawienie sprawy działało jednak deprymująco. Dlatego
próbowano poznać przyszłość (wróżby, astrologia, horoskop,
prorokowanie, Yijing), a następnie ją zmienić (...). Przeznaczeniem
nazywa się napotkane szanse, które nie mogą zostać zmienione poprzez
wolę czy starania" </em>[Wikipedia]<br />
<br />
Kiedyś byłam przekonana, że naszym życiem rządzi jakaś odgórna siła,
która delikatnie pcha nas w konkretnym kierunku, niezauważalnie nadając
naszemu życiu bieg. Patrząc jednak wstecz, na to, co było, wiem, że coś
takiego nie istnieje... Nie ma nic gorszego, niż ślepa wiara w
przeznaczenie, które determinuje nasze życie. Najłatwiej jest przecież
na nie zrzucić winę za niepowodzenia, błędne wybory czy życiowe
potknięcia. "Bo tak miało być.", "To mi jest pisane"... Dziś takie
stwierdzenia mnie śmieszą, a o osobach, które je wypowiadają myślę, że
nie chcą bądź boją się życiowych zmian. <br />
Patrząc wstecz myślę o najmądrzejszej decyzji, jaką mogłam w życiu
podjąć - rozstaniu ze swoim byłym narzeczonym i odwołaniem ślubu. Myślę o
tych kilku nieprzespanych nocach, kiedy to nie potrafilam zasnąć,
zamartwiając się jak to teraz będzie i jak to wszystko rozwiązać, jak
odwołać ślub. Męczyło mnie uczucie, że to, co chcę zrobić jest
praktycznie niemożliwe, nie do przeskoczenia, jak walenie głową w
przysłowiowy mur. A jednak stało się. I dało się, bo miałam wiele siły,
by w to uwierzyć i tego dokonać - by zmienić tor swojego życia. Bo
wiedziałam, że mogę i dam radę..<br />
Dziś wiem, że przeznaczenie nie istniało, nie istnieje i istnieć nie
będzie. Dopóty, dopóki znajdziemy w sobie siłę, by samemu kierować swoim
życiem.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/BE8nyNVeSmA/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/BE8nyNVeSmA?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-71663541444981979962013-08-19T23:25:00.000-07:002015-08-17T23:25:20.566-07:00telegramem W temacie pracy, od jakiegoś miesiąca mamy wyjątkowo ciężki okres.
Terminy gonią nas jak szalone, pracy coraz więcej, a telefony dzwonią
bez przerwy. Po nocach mi się śnią petenci wydzwaniający z pretensjami,
że nie odebrano od nich śmieci albo zasypujący nas dziesiątkami
korekt... Księgowanie idzie pełną parą, choć w życiu bym nie
przypuszczała, że kończąc geologię, właśnie tym się będę zajmować. A
jednak. <br />
Kilka dni temu przyjęto na niecały miesiąc dziewczynę, która odbywała u
nas w urzędzie praktyki studenckie. I chociaż bardzo się staram nie
wkurzać na to wyjątkowo tępe stworzenie, przychodzi mi to wyjątkowo
ciężko, zwłaszcza wtedy, gdy po raz kolejny muszę po niej wszystko
poprawiać. Rozumiem, że niektóre rzeczy może nie są oczywiste, choć dla
niej i tak powinny być bardziej niż dla mnie (w końcu to ona studiuje
finanse i rachunkowość), ale ręce mi opadają, gdy coś tłumaczy się jej
dziesiątki razy, a ona dalej popełnia te same błędy, twierdząc, że
przecież robi wszystko jak trzeba. W takich chwilach biorę głęboki wdech
i odliczam dni do końca jej pracy tutaj. Keep calm, bejbe, keep calm...<br />
<br />
<br />
Od początku roku obiecywaliśmy sobie, że wybierzemy się na wspólny
urlop, by złapać oddech i odpocząć od codziennych problemów. Dłuższy
wyjazd planowaliśmy początkowo w lutym lub marcu, po mojej obronie,
później myśleliśmy o majówce, ale zawsze brakowało nam czasu, a gdy czas
juz był, zwykle pojawiały się nieoczekiwane wydatki i wyjazd musieliśmy
przełożyć. Ostatecznie Dominik zdecydował, że wreszcie musimy wypocząć i
mimo planowanego wcześniej wypadu nad morze, postanowiliśmy wybrać się w
jego ukochane Tatry. Dominik już od miesiąca mówił o wyjeździe w Tatry,
na który miał się wybrać z sąsiadem i jego braćmi, ale ostatecznie na
planach się skończyło i ich wyjazd nie doszedł do skutku. A mój
biedak przeglądał mapy, śledził szlaki, opowiadał mi o szczytach, które
zdobył i szlakach, które przemierzył. W końcu i ja chciałam zobaczyć
prawdziwe góry i zdobyć choć jeden nagi szczyt, by móc z niego spojrzeć
na wszystko to, co zostało na dole. Więc… w środę nad ranem ruszyliśmy w
drogę. <br />
Morskie Oko, Szpiglasowy Wierch, Dolina Pięciu Stawów Polskich,
Szpiglasowa Przełęcz – wszystkie te piękne miejsca i magiczne widoki, to
uczucie lekkości i beztroski, oderwania od codziennych problemów -
wszystko to na długo pozostanie w mej pamięci. Zwłaszcza Szpiglasowa
Przełęcz, na której to zboczu siedząc, Dominik poprosił mnie o rękę… Ta
krótka chwila, będąca spełnieniem jednego z moich skrytych marzeń,
utwierdziła mnie w pewności, że to jest właśnie to, na co czekałam
zawsze – uczucie pełne czułości, oddania, wsparcia i siły, mogącej
przenosić góry. Zgodziłam się bez wahania, mając nadzieję, że pozostanie
tak na zawsze. A będzie… Być musi. Bo bardzo tego chcemy. On i ja…<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://th.interia.pl/51,b9aea026a4852130/Tatry_Wysokie_latem_318_500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://th.interia.pl/51,b9aea026a4852130/Tatry_Wysokie_latem_318_500.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-18161189580834892392013-07-02T23:25:00.000-07:002015-08-17T23:28:14.942-07:00kartka z pamiętnika<span style="font-size: 16px;"><em>27.06<br />
</em></span><br />
14 czerwca na świat przyszły cztery małe kolczaste kuleczki - nasza
ogromna duma i radość, ale i zaskoczenie, bo choć w głębi serca
liczyliśmy na młode, nie sądziliśmy, że w końcu się pojawią. Początkowo,
delikatnie zaglądając do gniazda, dostrzegliśmy 3 małe potworki. Po
kilku dniach dostrzegłam jeszcze jednego małego kasztana. Moja radość z
kolejnego maleństwa była ogromna. Niestety, nie długo... Wczoraj samica
okaleczyła jednego z nich, najmniejszego i wyniosła go z gniazda... Dziś
miała miejsce podobna sytuacja - wchodząc do pokoju przeznaczonego dla
zwierzaków, zauważyłam, że jeden maluch wyszedł z gniazda i niezdarnie
krąży, a Tola, nasza samica, strasznie się z nim miota. Wyglądało to
tak, jakby próbowała go łapać zębami za kończyny, próbując go okaleczyć.
Nie wiem czy próbowała go wnieść do gniazda i jakie były jej zamiary
wobec niego, ale wsadziłam go do gniazda, pod kocyk, a ją postanowiłam
poddać obserwacji. Zachowywała się co najmniej dziwnie - gryzła jak
oszalała podiło, jakby próbowała je zerwać, a potem próbowała wywrócić
miseczki. Skojarzyłam, że podobnie zachowywała się, gdy jeszcze nie
miała kółka, tak, jakby jej odbiło. Postanowiłam wsadzić jej kółko, by
mogła pobiegać. I biega. Jak szalona.<br />
<br />
Boję się, że kolejne młode nie dożyje do rana. Jesteśmy pogodzeni z
myślą, że w razie ataków ze strony samicy, będziemy zmuszeni do
wyciągnięcia maluszka od niej, własnoręcznie go wykarmiając. Męczy mnie
ciągle myśl, że to jakieś nasze niewłaściwe postępowanie powoduje jej
zachowanie. Każde początki są trudne. A zwłaszcza te, gdy mamy do
czynienia z żywymi istotkami...<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: 16px;"><em>02.07</em></span><br />
<br />
<br />
W pracy czas ucieka niesamowicie, a poza nią jeszcze bardziej. Gdy
wracam do domu, szybko zjem obiad, ogarnę względnie mieszkanie, zasiądę
do projektów i już wybija praktycznie 23, co oznacza, że czas kłaść się
spać, bo czeka mnie pobudka przed szóstą. Dopiero dziś się
zorientowałam, że czerwiec już za nami. Jak ten czas pędzi... Mam
wrażenie, jakbym broniła się miesiąc temu. Tymczasem niedługo wybije 5
miesięcy od uzyskania tytułu inżyniera, który wreszcie mam potwierdzony
na papierze wielką uczelnianą pieczątką.<br />
Na jazdach idzie mi coraz lepiej. Po chwilowej załamce i zwątpieniu w
słuszność podejmowania tego kursu, co u mnie występuje średnio raz w
tygodniu, powoli zaczynam wierzyć w to, że da się ze mnie zrobić
motocyklistkę. Jeszcze sporo przede mną pracy, ale wiem, że warto,
zwłaszcza, że dziś pierwszy raz usłyszałam od swojego instruktora, że
radzę sobie całkiem dobrze, a następnym razem wybywamy "pojeździć na
wieś". Ufff.. Co za ulga. Już myślałam, że na zawsze pozostanę na etapie
placu ;)<br />
W ubiegłym tygodniu oddawałam na gwarancję moje spodnie motocyklowe.
Darły się niesamowicie na szwach, nie wspominając o tym, że zaraz na
samym początku puściły mi w kroku i były już reperowane. Ucieszyłam się,
gdy wczoraj dostałam telefon, że nowe są do odbioru. Moja radość jednak
szybko zamieniła się we wściekłość - spodnie przysłano w mniejszym
rozmiarze. Założyłam je, jednak są bardzo pasowne i krótkie - sięgają
powyżej kostki. Po telefonie do sklepu, w którym Pani próbowała mi
wmówić, że przez ten tydzień musiałam przytyć i chyba urosnąć, myślałam,
że trafi mnie szlag. Jednak szczyt mojego wnerwienia nastąpił w
momencie, gdy próbując je zdjąć, przy popuszczaniu paska, została mi w
ręce szlufka. Jutro Dominik ma je zawieźć ponownie do sklepu i nie chcę
już widzieć tego dziadostwa w swoim domu.<br />
Czy to ten świat jest tak złośliwy, gdy wydaje się, że wszystko wychodzi na prostą, czy to ja mam jakiegoś pecha?<br />
<br />
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-25902039459438995612013-06-12T23:17:00.000-07:002015-08-17T23:18:14.444-07:00życiowy kogel - mogel Podobno złośliwe chochliki czyhają za każdym rogiem, czekając tylko by
pokrzyżować nam szyki, dlatego też strach mówić cokolwiek na złość, gdy
idzie nam dobrze. A jednak zaryzykuję… jest dobrze! Udało się!<br />
<br />
Gdy 3 czerwca zadzwonił mój telefon, nie spodziewałam się, że to zmieni
najbliższe miesiące mojego życia. Dostałam się na półroczny staż do
Urzędu Miasta! Zaraz po rozłączeniu się, skakałam po łóżku jak królik,
piszcząc z radości. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście – wreszcie się
udało! Poczułam, że coś wreszcie drgnęło we właściwym kierunku, że
teraz wszystko się zmieni, że będzie już tylko lepiej. Mam pracę! <br />
Jak na razie wciąż czekam na konkretne informacje kiedy rozpocznę staż.
Wiadomo jak to jest w urzędach – wszystko musi nabrać „mocy prawnej”,
jak to mawia mój tata, dlatego też grzecznie czekam, wykorzystując ten
czas na robienie kolejnych projektów na zlecenie i jazdy. <br />
<br />
Pomimo porażki, jaką poniosłam podczas pierwszej godziny na placu,
wychodzę na prostą i staram się zmienić przede wszystkim coś w sobie. Bo
problem tkwi w moim nastawieniu, jak to stwierdził mój instruktor –
„Jeśli coś raz Ci nie wyjdzie, szybko się poddajesz, denerwujesz i
zniechęcasz. Wtedy dopiero zaczynasz wszystko pieprzyć. Problem tkwi w
Tobie”. Dzisiaj zdałam sobie całkowicie z tego sprawę. Gdy coś zaczynało
się psuć, traciłam nerwy. Wystarczyło odjechać na bok, zamknąć oczy,
wziąć głęboki oddech… I wszystko szło już zdecydowanie lepiej. Mniej
nerwów, zmiana nastawienia, cyc do przodu i dam radę! <br />
<br />
Gdy po powrocie do domu usiadłam na spokojnie na sofie, zdałam sobie
sprawę, że przecież stawiano przede mną już dziesiątki wyzwań,
praktycznie niemożliwych do przeskoczenia – jako jedna z sześciu osób
zdałam geomechanikę, a starało się o zaliczenie 68 osób, jako jedyna z
32 osób zdałam w pierwszym terminie egzamin ustny z Prawa Geologicznego i
Górniczego, jako jedna z sześciu osób obroniłam się w terminie, a w
grupie było nas 32, a w końcu załapałam się do małej grupki osób, które
przetrwały po I semestrze na Energetyce… Tak patrząc na to wszystko już
wiele razy wydawało mi się, że jestem w sytuacji podbramkowej, nie
poradzę sobie, nie potrafię… A jednak dałam radę i dowiodłam samej
sobie, że chcieć to móc. Więc teraz też dam radę. Bo chcę. Bardzo chcę. A
przecież chcieć to móc…<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/P2K_1qvIsFo/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/P2K_1qvIsFo?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-9202421158439707702013-06-01T23:19:00.000-07:002015-08-17T23:20:14.743-07:00niełaskawy dzień Podobno człowiek przez całe życie uczy się obracać swoje porażki w
lekcję pokory. Jeśli rzeczywiście tak jest, długa lekcja przede mną. I
wiele pokory jeszcze mi potrzeba...<br />
Porażki wyprowadzają mnie z równowagi jak mało co. Nie jestem do nich
przyzwyczajona i nienawidzę ich, jak chyba każdy. Podcinają mi skrzydła,
sprawiają, że tracę wiarę w siebie i swoje możliwości. A może po
prostu nie nadaję się na motocyklistkę....?<br />
<br />
Dopiero wczoraj wypadła mi pierwsza jazda. Wcześniej, z powodu silnego
deszczu, musiałam obejść się jedynie smakiem. Gdy przyjechaliśmy na
plac, zastaliśmy na nim Sebastiana, z którym chodziłam na kurs,
kręcącego ósemki i slalom. To była jego 3 i 4 godzina jazdy i jak na
moje oko, szło mu naprawdę dobrze. I w tym momencie załączyło się moje
standardowe - "Skoro on tak potrafi, to ja też będę tak mogła".
Tymczasem rzeczywistość zweryfikowała wszystko. Byłam tak spięta i
zżarta przez nerwy jak jeszcze nigdy. Nawet do obrony projektu
inżynierskiego podeszłam na dużo większym luzie, bo "przecież musi się
udać".<br />
Drobna kobietka zeżarta przez stres i dość ciężki motocykl, którego inni
kursanci nie dostają na pierwszej jeździe to mieszanka wybuchowa -
gleba musiała być. I tak też było.<br />
<br />
Zaraz po jeździe, gdy tylko znalazłam się blisko Dominika, mknąc jego
motocyklem, poleciały gorzkie łzy, wielkie jak grochy, palące policzki.
Nerwy trzymały mnie do późnego wieczora, dopóki nie wróciłam do domu i
nie zakopałam się pod koc, tak jak robią to moje jeże.<br />
<br />
Zawsze byłam jedną z najlepszych - w szkole, na uczelni, na praktykach,
robiąc projekty. I mimo, że wiem, że nie zawsze można być najlepszym,
zwycięża moja chora ambicja. Pokory...więcej pokory mi potrzeba.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/mlC0VDfp7PA/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/mlC0VDfp7PA?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-12635547358275503202013-05-23T04:39:00.000-07:002015-08-14T04:39:49.273-07:00walka o wieczne nadzieje Jak to mówi mądre przysłowie - "Co cię nie zabije, to cię wzmocni"...
Gdyby tak rzeczywiście było, w tej chwili byłabym już nieśmiertelna.<br />
Z coraz większą goryczą patrzę na to, co dzieje się wokół, przyjmuję
życie jak leci i przestaję wierzyć, że cokolwiek się zmieni na lepsze. W
tym pieprzonym kraju, by przebić się, by mieć szansę na normalne życie,
pracę, musisz mieć plecy lub chociaż pieniądze, za które kupisz sobie
plecy. A co mogę ja...? Mały nędzny robak w tej okrutnej, bezdusznej
dżungli...<br />
Panie w urzędzie pracy podczas przedostatniej wizyty powiedziały, że mam
szanse o staż w Urzędzie Miasta, przy Geologu Powiatowym. Mam
odpowiednie wykształcenie, a jedynym wymogiem jest to, że pół roku muszę
byćzarejestrowana w urzędzie, tak więc w sierpniu mogłabym rozpocząć
staż. Wczoraj już dowiedziałam się, ze szanse są nikłe... Ponoć większe
szanse miałabym w Nadzorze Budowlanym. Co z tego, skoro nadzór staży nie
organizuje... I koło się zamyka. Czuję się tak ogromnie bezsilna... Bo
całe moje życie zależy od decyzji jakiegoś urzędasa, który siedzi za
biurkiem, jest mu dobrze, więc los innych ma gdzieś. Byleby nie zawracać
mu głowy...<br />
Resztkami sił postanowiłam zawalczyć o swoje i nie odpuszczać - idąc za
ciosem poszłam do Urzędu Miasta, by dowiedzieć się jak to w końcu
wygląda ze stażami, bo ostatnio Pani z Działu Kadr mówiła, że chętnie
biorą wszelkie ilości stażystów. Na szczęście trafiłam na miłą panią,
która, choć ogromnie zdziwiona sposobem postępowania Urzędu Pracy,
postanowiła dowiedzieć się czegoś w sprawie ewentualnego stażu. Wzięła
moje CV, numer telefonu i obiecała się dzisiaj skontaktować. Czekam więc
na telefon. Choć nie wierzę już w cud...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/n07YSW3i74A/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/n07YSW3i74A?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4560606897321565879.post-73097140231207430542013-05-20T04:40:00.000-07:002015-08-14T04:40:50.601-07:00z pamiętnika młodego inżyniera<strong>29.03.2013</strong><br />
<br />
Wreszcie jakieś światełko w tunelu. Od prawie dwóch tygodni pracuję jako
kelnerka w pizzerii tuż przy rynku. Napewno nie jest to moja wymarzona
praca, bo nie po to studiowałam tyle lat, by przez całe życie pracować
jako kelnerka. Ale zawsze lepsza taka praca, niż żadna. W końcu "pecunia
non olet" , a pieniądze się zawsze przydadzą. Mimo, że praca do lekkich
nie należy, bo 11-13 godzin non stop na żadna przyjemność, a 6 zl/h to
nie są kokosy, w dodatku bez umowy, to cieszę się, że chociaż taką pracę
mam. Bo szefostwo jest ok, w pracy nad wszystkim panuję, nieraz wpadną
jakieś napiwki… Dzisiaj powinnam dostać swoją pierwszą wypłatę. Mam
nadzieję, że choć trochę podreperuję nasz budżet i uda się coś odłożyć
na kurs. Zdecydowaliśmy z Dominikiem, że od 30 kwietnia rozpoczynam kurs
na kat. A2. Bardzo się cieszę, bo przecież tyle czasu na to czekałam…<br />
Sernik już upieczony. Szkoda, że nie tak dobry jak ten, który robi mama. Święta w tym roku spędzamy we dwoje. Nasze pierwsze…<br />
<br />
<br />
<br />
<strong>10.04.2013<br />
</strong><br />
Ręce mi opadają, gdy o tym wszystkim myślę. Człowiek studiuje tyle lat,
by potem tym dyplomem móc podetrzeć sobie swoje własne cztery litery, bo
właśnie tyle jest on wart… Witamy w Polsce.<br />
Gdy wstaję rano myśląc, że zaraz muszę wychodzić do pracy i wrócę późnym
wieczorem, padnięta jak szczur, mam ochotę zakopać się pod kołdrę i nie
wychodzić. Nie znoszę tej pracy. I nie chodzi tu nawet o szefostwo, bo
trafiłam naprawdę nieźle, ale dobija mnie sama świadomość, że z
wykształceniem wyższym pracuję jako kelnerka, w dodatku „na czarno”, bez
szans na umowę. <br />
Czuję się nic nie wartym śmieciem – dno i wodorosty. Zero perspektyw na
cokolwiek innego, bo gdy pojawia się jakaś oferta pracy to odzew jest
tak ogromny, że wśród setek listów motywacyjnych mój pewnie przemyka
niezauważony.<br />
Praca w zawodzie? Mogę pomarzyć… Nawet na staż nie ma szans. Każą
przysłać CV, obiecują, że coś się da zrobić, po czym się nie odzywają,
bądź słyszę, że nie mają warunków, by przyjąć kogoś nowego, „bo auto
jest dostosowane tylko do przewozu dwóch osób”. Czy w aż tak gównianym
kraju żyję…?<br />
Gdy naokoło wszyscy trąbili o kryzysie, wydawało się, że to tylko
medialna gadanina, wywoływanie niepotrzebnej sensacji, dobra wymówka dla
wszystkich niepowodzeń i rzekomej biedy w kraju. Bo przecież nie miałam
problemów ze znalezieniem pracy, o czym więc oni mówią? A jaką kolorową
przyszłość malowano przed nami, będąc jeszcze na studiach! Tymczasem
zderzenie z rzeczywistością jest twarde i nieprzyjemne. „Witamy w
Polsce” bezgłośnie krzyczą kolejki bezrobotnych w kraju, w którym
uczciwą pracą się nie dorobisz…<br />
<br />
<br />
<br />
<strong>20.05.2013<br />
</strong><br />
Życie mnie rozczarowuje.. Po zwolnieniu z wcześniejszej pracy, od trzech tygodni szukam czegoś nowego. I od trzech tygodni nic… <br />
Coraz boleśniej zdaję sobie sprawę z tego, że w tym pieprzonym kraju,
nawet z wyższym wykształceniem nie mając „pleców” nie możesz nic… Czuję
się nic niewartym pachołkiem. Co ze mną jest nie tak, że nie dostaję
szans na jakąkolwiek pracę? <br />
Coraz częściej mi się wydaje, że potencjalnych pracodawców odstrasza
moje wykształcenie. Każdemu wydaje się, że nie będę się nadawała do
pracy, że zaraz odejdę gdzie indziej, pójdę do pracy w zawodzie.
Tymczasem nikt nie pomyśli, że skoro wysyłam CV na stanowisko kasjerki,
sprzedawczyni czy sekretarki, nie zważając na to, że to nie jest praca
zgodna z moim wykształceniem, to pracy w zawodzie nie ma. <br />
Wizyty na kopalni dobiły mnie jeszcze bardziej. Na jednej, już na
bramie dowiedziałam się, że przyjęć nie ma, ale jeśli chcę to mogę się
sama zapytać w Kadrach. Byłam więc zapytać się chociaż o staż.
Skierowano mnie do działu Szkoleń, bo Kadry się tym nie zajmują. I
zaświeciło jakieś małe światełko w tunelu – jest szansa! I jak szybko
światełko zaświeciło, tak szybko zgasło… „Nie przyjmowaliśmy nigdy na
staż i nadal nie przyjmujemy”.<br />
Kolejna kopalnia – już przed drzwiami wywieszona informacja o braku
przyjęć. Na pytanie, czy jest opcja dostania się na staż, Panie
spoglądają na mnie jak na obcego. „Ale…jaki staż? O czym Pani mówi?”<br />
Coraz bardziej mam dość takiego życia. Takiego, jakim jest teraz.
Takiego gównianego – brak pracy, brak perspektyw, brak przyjaciół w tym
mieście.. Niby niczego mi nie brakuje, bo mam co jeść, mam gdzie spać.
Ale…nie mam nawet z kim wyjść na miasto na kawę, nie mam żadnego
zajęcia, które daje mi radość, satysfakcję, poczucie, że jestem
potrzebna, wartościowa…<br />
Ostatnie spotkanie w weekend z przyjaciółmi Dominika dobiło mnie jeszcze
bardziej. Żona jednego z nich, która przez dłuższy czas tak jak ja
szukała pracy, od czerwca rozpoczyna pracę Castoramie. Ona – z maturą –
ma dobrze płatną pracę. Ja – z inżynierem – jestem nikim. Nikim…<br />
Końcem kwietnia zaczęłam kurs na prawo jazdy na kategorię A2. Kiedyś tak
bardzo o tym marzyłam. Tak bardzo tego chciałam. Dziś zaczyna mnie to
przerażać. Bo na kurs sama uzbierałam sobie pieniądze. Ale potrzebne
będzie wykupienie dodatkowych godzin, które tanie nie są (70zł/h),
opłacenie egzaminu, o zakupie motocykla nie wspomnę… Już lepiej by chyba
było, gdybym odpuściła sobie kurs, a pieniądze przeznaczyła na zakup
rogówki, bo na łóżko, na którym spaliśmy nadaje się już tylko na
śmietnik. Dodatkowo na głowie mamy remont pokoju, który stoi obecnie w
stanie surowym, z kawałkiem linoleum na podłodze, dochodzi ubezpieczenie
samochodu, które zbliża się nieubłaganie, urodziny chrześniaka od
Dominika, chcieliśmy zakupić drugi rower… I wszystko rozbija się o te
pieprzone pieniądze. Tak przyziemnie, okrutnie.<br />
Ostatnio niespodziewanie dostałam od dziadków 1000 zł. Jak to
stwierdzili „dają na ślub, bo nie wiedzą, czy dożyją”. W normalnych
warunkach sikałabym ze szczęścia, bo przecież takie pieniądze nie
spadają z nieba. A teraz? Sama nie wiem na co powinniśmy wydać te
pieniądze. Bo na rogówkę to za mało, za tydzień mam wizytę u okulisty i
nowe okulary pewnie będą konieczne, jak kupię okulary to braknie na
rower i ubezpieczenie… i tak w kółko. Gdybym tylko wiedziała jak wyjść z
tej beznadziejnej sytuacji. Stoję jak pod ścianą. Tylko, że głową muru
nie przebijesz…<br />
Po ostatniej rozmowie z Dominikiem coraz poważniej myślę o rozpoczęciu
drugiego kierunku od października. Wiem, że jeśli wrócę na studia to
łatwo nie będzie. Znów zaczną się dojazdy, sesje, nauka, będę miała mało
czasu na zajmowanie się domem, zwierzakami. Ale czy jest jakaś inna
opcja…?Unknownnoreply@blogger.com0