29.03.2013
Wreszcie jakieś światełko w tunelu. Od prawie dwóch tygodni pracuję jako
kelnerka w pizzerii tuż przy rynku. Napewno nie jest to moja wymarzona
praca, bo nie po to studiowałam tyle lat, by przez całe życie pracować
jako kelnerka. Ale zawsze lepsza taka praca, niż żadna. W końcu "pecunia
non olet" , a pieniądze się zawsze przydadzą. Mimo, że praca do lekkich
nie należy, bo 11-13 godzin non stop na żadna przyjemność, a 6 zl/h to
nie są kokosy, w dodatku bez umowy, to cieszę się, że chociaż taką pracę
mam. Bo szefostwo jest ok, w pracy nad wszystkim panuję, nieraz wpadną
jakieś napiwki… Dzisiaj powinnam dostać swoją pierwszą wypłatę. Mam
nadzieję, że choć trochę podreperuję nasz budżet i uda się coś odłożyć
na kurs. Zdecydowaliśmy z Dominikiem, że od 30 kwietnia rozpoczynam kurs
na kat. A2. Bardzo się cieszę, bo przecież tyle czasu na to czekałam…
Sernik już upieczony. Szkoda, że nie tak dobry jak ten, który robi mama. Święta w tym roku spędzamy we dwoje. Nasze pierwsze…
10.04.2013
Ręce mi opadają, gdy o tym wszystkim myślę. Człowiek studiuje tyle lat,
by potem tym dyplomem móc podetrzeć sobie swoje własne cztery litery, bo
właśnie tyle jest on wart… Witamy w Polsce.
Gdy wstaję rano myśląc, że zaraz muszę wychodzić do pracy i wrócę późnym
wieczorem, padnięta jak szczur, mam ochotę zakopać się pod kołdrę i nie
wychodzić. Nie znoszę tej pracy. I nie chodzi tu nawet o szefostwo, bo
trafiłam naprawdę nieźle, ale dobija mnie sama świadomość, że z
wykształceniem wyższym pracuję jako kelnerka, w dodatku „na czarno”, bez
szans na umowę.
Czuję się nic nie wartym śmieciem – dno i wodorosty. Zero perspektyw na
cokolwiek innego, bo gdy pojawia się jakaś oferta pracy to odzew jest
tak ogromny, że wśród setek listów motywacyjnych mój pewnie przemyka
niezauważony.
Praca w zawodzie? Mogę pomarzyć… Nawet na staż nie ma szans. Każą
przysłać CV, obiecują, że coś się da zrobić, po czym się nie odzywają,
bądź słyszę, że nie mają warunków, by przyjąć kogoś nowego, „bo auto
jest dostosowane tylko do przewozu dwóch osób”. Czy w aż tak gównianym
kraju żyję…?
Gdy naokoło wszyscy trąbili o kryzysie, wydawało się, że to tylko
medialna gadanina, wywoływanie niepotrzebnej sensacji, dobra wymówka dla
wszystkich niepowodzeń i rzekomej biedy w kraju. Bo przecież nie miałam
problemów ze znalezieniem pracy, o czym więc oni mówią? A jaką kolorową
przyszłość malowano przed nami, będąc jeszcze na studiach! Tymczasem
zderzenie z rzeczywistością jest twarde i nieprzyjemne. „Witamy w
Polsce” bezgłośnie krzyczą kolejki bezrobotnych w kraju, w którym
uczciwą pracą się nie dorobisz…
20.05.2013
Życie mnie rozczarowuje.. Po zwolnieniu z wcześniejszej pracy, od trzech tygodni szukam czegoś nowego. I od trzech tygodni nic…
Coraz boleśniej zdaję sobie sprawę z tego, że w tym pieprzonym kraju,
nawet z wyższym wykształceniem nie mając „pleców” nie możesz nic… Czuję
się nic niewartym pachołkiem. Co ze mną jest nie tak, że nie dostaję
szans na jakąkolwiek pracę?
Coraz częściej mi się wydaje, że potencjalnych pracodawców odstrasza
moje wykształcenie. Każdemu wydaje się, że nie będę się nadawała do
pracy, że zaraz odejdę gdzie indziej, pójdę do pracy w zawodzie.
Tymczasem nikt nie pomyśli, że skoro wysyłam CV na stanowisko kasjerki,
sprzedawczyni czy sekretarki, nie zważając na to, że to nie jest praca
zgodna z moim wykształceniem, to pracy w zawodzie nie ma.
Wizyty na kopalni dobiły mnie jeszcze bardziej. Na jednej, już na
bramie dowiedziałam się, że przyjęć nie ma, ale jeśli chcę to mogę się
sama zapytać w Kadrach. Byłam więc zapytać się chociaż o staż.
Skierowano mnie do działu Szkoleń, bo Kadry się tym nie zajmują. I
zaświeciło jakieś małe światełko w tunelu – jest szansa! I jak szybko
światełko zaświeciło, tak szybko zgasło… „Nie przyjmowaliśmy nigdy na
staż i nadal nie przyjmujemy”.
Kolejna kopalnia – już przed drzwiami wywieszona informacja o braku
przyjęć. Na pytanie, czy jest opcja dostania się na staż, Panie
spoglądają na mnie jak na obcego. „Ale…jaki staż? O czym Pani mówi?”
Coraz bardziej mam dość takiego życia. Takiego, jakim jest teraz.
Takiego gównianego – brak pracy, brak perspektyw, brak przyjaciół w tym
mieście.. Niby niczego mi nie brakuje, bo mam co jeść, mam gdzie spać.
Ale…nie mam nawet z kim wyjść na miasto na kawę, nie mam żadnego
zajęcia, które daje mi radość, satysfakcję, poczucie, że jestem
potrzebna, wartościowa…
Ostatnie spotkanie w weekend z przyjaciółmi Dominika dobiło mnie jeszcze
bardziej. Żona jednego z nich, która przez dłuższy czas tak jak ja
szukała pracy, od czerwca rozpoczyna pracę Castoramie. Ona – z maturą –
ma dobrze płatną pracę. Ja – z inżynierem – jestem nikim. Nikim…
Końcem kwietnia zaczęłam kurs na prawo jazdy na kategorię A2. Kiedyś tak
bardzo o tym marzyłam. Tak bardzo tego chciałam. Dziś zaczyna mnie to
przerażać. Bo na kurs sama uzbierałam sobie pieniądze. Ale potrzebne
będzie wykupienie dodatkowych godzin, które tanie nie są (70zł/h),
opłacenie egzaminu, o zakupie motocykla nie wspomnę… Już lepiej by chyba
było, gdybym odpuściła sobie kurs, a pieniądze przeznaczyła na zakup
rogówki, bo na łóżko, na którym spaliśmy nadaje się już tylko na
śmietnik. Dodatkowo na głowie mamy remont pokoju, który stoi obecnie w
stanie surowym, z kawałkiem linoleum na podłodze, dochodzi ubezpieczenie
samochodu, które zbliża się nieubłaganie, urodziny chrześniaka od
Dominika, chcieliśmy zakupić drugi rower… I wszystko rozbija się o te
pieprzone pieniądze. Tak przyziemnie, okrutnie.
Ostatnio niespodziewanie dostałam od dziadków 1000 zł. Jak to
stwierdzili „dają na ślub, bo nie wiedzą, czy dożyją”. W normalnych
warunkach sikałabym ze szczęścia, bo przecież takie pieniądze nie
spadają z nieba. A teraz? Sama nie wiem na co powinniśmy wydać te
pieniądze. Bo na rogówkę to za mało, za tydzień mam wizytę u okulisty i
nowe okulary pewnie będą konieczne, jak kupię okulary to braknie na
rower i ubezpieczenie… i tak w kółko. Gdybym tylko wiedziała jak wyjść z
tej beznadziejnej sytuacji. Stoję jak pod ścianą. Tylko, że głową muru
nie przebijesz…
Po ostatniej rozmowie z Dominikiem coraz poważniej myślę o rozpoczęciu
drugiego kierunku od października. Wiem, że jeśli wrócę na studia to
łatwo nie będzie. Znów zaczną się dojazdy, sesje, nauka, będę miała mało
czasu na zajmowanie się domem, zwierzakami. Ale czy jest jakaś inna
opcja…?