wtorek, 30 grudnia 2014

kto ma miękkie serce...

Czy mając miękkie serce trzeba mieć twardy tyłek?
Coraz częściej zadaję sobie to pytanie, mając nadzieję, że w ogóle albo chociaż nie szybko przekonam się o jego prawdziwości. W moim miejscu pracy dosyć często zdarzają się osoby, które chodzą po biurach i zbierają pieniądze – a to na chore dziecko, a to na Szlachetną paczkę, na wózek inwalidzki. Zawsze staram się pomóc, bo przecież nie żyje mi się źle – mam co jeść, mam dach nad głową, zdrowie, pracę , miłość – wszystko to, co w życiu ważne. A inni mają zdecydowanie gorzej. Nieraz poślę również jakieś złocisze na psiaki ze schroniska, bo niestety żadnego nie mogę przygarnąć, a chociaż w ten sposób mogę jakoś dopomóc. Dzisiaj było podobnie – przyszedł pan, ok. 40-50 lat, mówił, że zbiera pieniądze na chore dziecko – syna koleżanki, z którą pracował 18 lat, który cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Opowiadał o tym, że mieszka w małej wsi daleko stąd, którą de facto znam, gdzie ciężko jest dotrzeć do większej liczby osób z prośbą o pomoc. Mówił, że pracuje w firmie montującej banery reklamowe i przez kilka dni będą w większych miastach, dlatego starają się to wykorzystać i zebrać parę groszy. Oczywiście nie mogłam przejść obojętnie, taki mój głupi charakter, i dałam 20zł. Pan zaczął mi mówić, że to za dużo, że nie trzeba tyle, po czym bardzo mi podziękował. Wysłałam go do biura obok, gdzie usłyszałam, że koleżanka go odesłała z kwitkiem, tak samo jak szefowa, twierdząc, że takie kwesty są organizowane przez urząd, powinien mieć zgodę (Pan twierdził, że sekretarz wyraził zgodę) itd. I w tym momencie poczułam się jak frajerka… Bo może i Pan nie miał puszki, identyfikatora itp., ale jeśli postanowił pomóc spontanicznie, z odruchu czystego serca… Po prostu mu zaufałam…
Czy w dzisiejszych czasach wszystko należy traktować jako oszustwo, próbę wyłudzenia pieniędzy, naciągactwo…? Czy naprawdę na każdego należy patrzeć, jak na potencjalnego oszusta? Czy coś takiego jak zaufanie i uczciwość jeszcze istnieje?
Biorę łyk ciepłej kawy i wracam do pracy. A odpowiedzi? Kiedyś przyjdą same.