czwartek, 25 stycznia 2018

Powroty bywają trudne...

Jest już prawie dwudziesta trzecia. W tle leci Kortez, moja świeża, wielka miłość, a ja siedząc pod kocem w piżamie klepię...
Coś bym chciała mądrego napisać, coś o powrotach, o takim dziwnym, kiełkującym we mnie od dawna uczuciu, potrzebie uzewnętrznienia się, przekazania tego, zapisania w jakiejś przestrzeni, do której mogłabym wrócić za kilka lat. Poczytać to wszystko, pośmiać się z samej siebie, a na koniec pomyśleć, że nic nie zmądrzałam.
Wiem, że powroty bywają bardzo trudne. Po głowie chodzi mi zaczęcie wszystkiego zupełnie od nowa, od całkowitego zera. Stworzenie nowego miejsca, gdzie będzie o mnie wszystko i trochę - trochę o motocyklach i podróżach, trochę o moim zamiłowaniu do gotowania i pieczenia, trochę przemyśleń, trochę przepisów i pokręconych myśli. Pewnie w ten sposób byłoby łatwiej, niż robienie wielkiego przemeblowania tutaj... A może jednak podnieść się jak Feniks z popiołów?

Jakoś tak dziwnie i jednocześnie robi się na sercu, gdy widzę swoje posty sprzed pięciu lat. Jest mi trochę szkoda stracić to wszystko, a jednocześnie wiem, że chciałabym znów zacząć pisać i łatwiej byłoby mi wystartować od zera.

I sama nie wiem co robić...