sobota, 1 czerwca 2013

niełaskawy dzień

 Podobno człowiek przez całe życie uczy się obracać swoje porażki w lekcję pokory. Jeśli rzeczywiście tak jest, długa lekcja przede mną. I wiele pokory jeszcze mi potrzeba...
Porażki wyprowadzają mnie z równowagi jak mało co. Nie jestem do nich przyzwyczajona i nienawidzę ich, jak chyba każdy. Podcinają mi skrzydła, sprawiają, że tracę wiarę w siebie i swoje możliwości.  A może po prostu nie nadaję się na motocyklistkę....?

Dopiero wczoraj wypadła mi pierwsza jazda. Wcześniej, z powodu silnego deszczu, musiałam obejść się jedynie smakiem. Gdy przyjechaliśmy na plac, zastaliśmy na nim Sebastiana, z którym chodziłam na kurs, kręcącego ósemki i slalom. To była jego 3 i 4 godzina jazdy i jak na moje oko, szło mu naprawdę dobrze. I w tym momencie załączyło się moje standardowe - "Skoro on tak potrafi, to ja też będę tak mogła". Tymczasem rzeczywistość zweryfikowała wszystko. Byłam tak spięta i zżarta przez nerwy jak jeszcze nigdy. Nawet do obrony projektu inżynierskiego podeszłam na dużo większym luzie, bo "przecież musi się udać".
Drobna kobietka zeżarta przez stres i dość ciężki motocykl, którego inni kursanci nie dostają na pierwszej jeździe to mieszanka wybuchowa - gleba musiała być.  I tak też było.

Zaraz po jeździe, gdy tylko znalazłam się blisko Dominika, mknąc jego motocyklem, poleciały gorzkie łzy, wielkie jak grochy, palące policzki. Nerwy trzymały mnie do późnego wieczora, dopóki nie wróciłam do domu i nie zakopałam się pod koc, tak jak robią to moje jeże.

Zawsze byłam jedną z najlepszych - w szkole, na uczelni, na praktykach, robiąc projekty. I mimo, że wiem, że nie zawsze można być najlepszym, zwycięża moja chora ambicja.  Pokory...więcej pokory mi potrzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz