Przykład: niedzielny poranek.
Ja: Jak byłam wczoraj w Wiśle, pod tym pałacykiem
prezydenckim, to stamtąd była droga do Istebnej. Jakaś taka krótka, bo jadąc
dołem, na wprost ronda, był znak, że jest tam 18 km. Może dziś się tam wybiorę, tak fajnie się
jedzie lasami.
On: No, przejedź się, przejedź. (lekko drwiąco)
Ja: A to czemu mam się nie przejechać? Co tam jest nie tak?
On: No przejedź się to zobaczysz.
Ja: No ale Ciebie się pytam, bo nie rozumiem o co
chodzi - czy coś z tą drogą jest nie
tak? Jakaś stroma, dużo zakrętów, dziurawa czy co?
On: Jedź i zobacz.
Wnerwiłam się, postanowiłam się wycofać do pokoju, by się
nie wkurzyć jeszcze bardziej. Pół godziny milczenia. Przychodzi po tym czasie i
pyta: Przeszło Ci obrażenie?
Ja: Ale ja nie byłam obrażona. To Ty byłeś sfochany i nie
raczyłeś mi powiedzieć co nie tak jest z
tą cholerną drogą.
On: Nie chcę żebyś tam jechała sama motocyklem. Droga jest dziurawa i bardzo kręta. Po prostu
tam nie jedź sama.
I co, nie szło tak od razu? ;)