Dobrze jest w życiu mieć coś stałego, co sprawia, że czujemy
się bezpieczniej i pewniej… Coś, co sprawia, że czujemy, że jesteśmy w
odpowiednim miejscu.
To samo stoisko z kwiatami, które mijam codziennie, często nie
mogąc powstrzymać się od zakupienia kolejnego „zielska”, ten sam kramik z
owocami, gdzie u starszego, uśmiechniętego pana można kupić najlepsze
mandarynki w mieście czy ten sam wysoki, szczupły mężczyzna idący w przeciwnym
kierunku, którego mijam tuż za targiem około 7.21. Wszystko takie samo,
jak wtedy , parę lat temu, gdy
pracowałam tu – pierw na stażu, a później zastępując starszą panią. Takie samo…
Wróciłam na stare śmieci, szczęśliwa, że udało mi się wyrwać z chorego grajdoła, jaki zafundował mi wcześniejszy szef, gdzie pracownik był w aktywem leżącym w hierarchii niżej niż kserokopiarka. Szczęśliwa, że pozbyłam się odruchu wymiotnego i bólów brzucha na samą myśl o wyjściu do pracy, a stres nie wykańcza mnie jak przedtem.
Czuję, że idę we właściwą stronę.